niedziela, 27 października 2013

Mega zdzierak w chusteczce ? Cleanic w akcji.


Witajcie :)

Lubię czasem wpaść do drogerii bez listy zakupów , chodzić między półkami w poszukiwaniu nowości i ciekawostek. Jakiś czas temu kupując w Rossmannie chusteczki do demakijażu w oko wpadła mi nowość , chusteczki peelingujące Cleanic.  Jako , że jestem fanką wszelakiej maści peelingów, cena też była przekonująca więc wrzuciłam paczkę do koszyka.



 
W paczce mamy 10 sztuk dość dużych chusteczek nawilżonych z drobnymi , niebieskimi kropeczkami.

 
 
 
 
Byłam bardzo ciekawa ich działania i intensywności peelingu. Już po pierwszych sekundach wiedziałam ,  że trafiłam na zdzierak jakich mało.  Ostatnio stosuję peeling z Eris ale on przy nim to jest szmatka muślinowa :).  Te kropeczki zdzierają bardzo mocno, musiałam stopniować efekt aby nie przedobrzyć .  Jednak właśnie takiego zdzieraka mi brakowało. Na pewno nie będę ich używać codziennie ale 1-2 razy w tygodniu powinny świetnie usunąć martwy naskórek.
 
Co ciekawe po użyciu na twarzy nie zostają się ziarenka peelingujące, skóra jest gładka i mięciutka. Przyłożyłam się do zabiegu i na mojej skórze pojawiło się oczywiście lekkie zaczerwienienie które szybko zniknęło. Zdecydowanie chusteczkowy peeling spełnia swoją rolę w 100%. Chusteczki będą idealne również na wyjazdy , poręczne opakowanie zastąpi nam tubę płynnego peelingu.
 
Po użyciu chusteczka wyglądała prawie tak jak przed. Zrobiłam test i uprałam ją z żelem do mycia twarzy. Można spokojnie jej użyć drugi raz, ziarenka nie znikają  ale to oczywiście tylko opcja.
 
Tak wyglądała po praniu :)
 
 

 
 
Chusteczki polecam wypróbować wszystkim którzy lubią  peelingi i microdermabrazję . Jeśli dobrze pamiętam zapłaciłam za nie ok 5 zł. Efekt pupci niemowlaka murowany :):):)
 
 
Pozdrawiam AGA
Używałyście kiedyś takich wynalazków ?
 
 
 

poniedziałek, 21 października 2013

Torby Dziki Józef u Denticoo

Witajcie !

Przyznaję się bez bicia , że uwielbiam kupować i dostawać w prezencie torebki. Szczególną miłością darzę duże modele toreb. Lubię wyszukiwać nowe firmy, oryginalne modele. Jakiś czas temu na blogu " Co sroce w oko wpadnie" autorka pokazała śliczną atramentową torbę. I wiedziałam już , że przepadłam :)
Torba pochodziła z bardzo ciekawie brzmiącej firmy DZIKI JÓZEF. Szybko uruchomiłam ich stronę . Na facebooku znalazłam mnóstwo zdjęć różnych modeli. Dodatkowym plusem jest fakt , że pracownia znajduje się w Łodzi , czyli ok 20km ode mnie . Zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie aby obejrzeć te torby osobiście. Długo myślałam co wybrać........... Wszystko mi się podobało ale jako pierwszą kupiłam wielką, sztywną , czarną .  W niedługim czasie dołączyła do niej atramentowa, pozioma.




 
Muszę nadmienić , że jak weszłam do pracowni firmy ( prowadzonej przez ojca z córką ), zostaliśmy bardzo miło przyjęci, mogłam obejrzeć i przymierzyć każdy model. Mały, rodzinny zakład z super atmosferą.
 
Możemy wybierać z 4 podstawowych modeli:
- wielka 49x39x8
-mała pionowa 34x39x8
-mała pozioma 39x34x8
-tabletówka 33,3x31x6
 
Zastanawiałam się nad kolorem mojego pierwszego Józka .W grę wchodziła czarna lub beżowa, wiedziałam , że na pewno będzie wielka.
Wybrałam czarną , sztywną bo jest bardzo uniwersalna ale w sekrecie powiem , że już zbieram na wielką , jasny brąz :):):)
 
 





 
Torba ma wewnątrz kieszonkę na telefon i pasek z zaczepem. Minusem może być brak suwaka , ale ja nie jeżdżę komunikacją miejską i to nie jest dla mnie problem. Można jako wypełnienie włożyć kopertówkę na suwak lub wkład z innej torby :) Jeśli dobrze się orientuję są też modele z suwakami i kolorowymi ściankami wewnętrznymi.
 
Druga torba to wersja pionowa. Zamówiłam ją od nich internetowo. Jak ją zobaczyłam na początku bałam się, że będzie dla mnie za mała. Jednak okazała się idealna na szybkie zakupy, spacery itp. To wersja łamana, atramentowa.
 
 






 
Torby są wykonane ze skóry.  Jako modelka moja córka :)
 
 




 
 
Prosty krój to ich podstawowa zaleta. Można je wykorzystać do wielu stylizacji :)
 Jeśli chodzi o ceny to trzeba się kontaktować z właścicielami przez fb, stronę  lub telefon , cena jest zależna od modelu, faktury i dodatków. Sądzę , że są adekwatne do jakości. Mogę napisać , że wybrane przeze mnie modele kosztowały ok 300zł.

                                                   Pozdrawiam Aga :)
 
 
 
 
 
 

sobota, 19 października 2013

Rimmel Scanaleyes Eyeliner


Witam :)

Eyelinery kocham miłością wielką.  Pisaki,  żelki, kredki ........sporo tego mieszka u mnie :) Od dłuższego czasu używam eyelinera w żelu ale jakiś czas temu chodząc po Rossmannie do koszyka wpadł mi eyeliner w pisaku Rimmel Scandaleyes. Szukałam właśnie takiej formy eyelinera.



 
 
Zdecydowanym plusem eyelinera jest cudowna, wąska i cienka końcówka. Nie łamie się , nie wygina. Pisak zakrywamy skuwką , nie trzeba nic odkręcać, wciskać itp. Jest bardzo wygodny w użyciu.
Zależnie od nacisku możemy uzyskać cieńsze, grubsze , bardziej lub mniej nasycone kreski.
 
 

 
 
Wybrałam kolor czarny. Wersja wodoodporna. Zasycha dość szybko , nie rozmazuje się , zmywam zwykle dwufazówką.
Jest świetny dla początkujących, moje kreski nie są idealne ale pisakiem najłatwiej jest mi je zrobić. Nie wiem jak Wy ale ja bez kreski czuje się jakby moje oczy w ogóle nie istniały.
 
 



 
Strasznie cieszę się , że skusiłam się na ten eyeliner. Mam nadzieję , że długo nie wyschnie :)
 
Ten produkt Rimmel na stałe zagościł w kubeczku tuszy i eyelinerów :)
Eyeliner kosztował ok 23zł.
 
 
Może Wy trafiłyście na dobre eyelinery w pisaku?
Pozdrawiam Aga.
 
 

poniedziałek, 14 października 2013

Kryjemy co się da :) Catrice Camuflage


Witajcie !

W moim makijażu korektor odgrywa bardzo ważną rolę. Na szczęście niespodzianki pojawiają się tylko okresowo ale ślady po nich zostają na długo. Nawet najpiękniejszy makijaż oka przy prześwitujących brązowych lub czerwonych plackach na twarzy wygląda po prostu nieciekawie. Znaleźć korektor na tyle kryjący aby sporo zakrył ale nie stworzył nam ciasta punktowego nie jest łatwo. Całkiem dobrze sprawdził się u mnie korektor w Illamasqua ale jego dostępność jest dla mnie problemem ( swój egzemplarz pomogła mi zdobyć Marti w grupowym zamówieniu). Szukałam więc zamiennika. Trafiłam na notkę o kamuflażu z Catrice. Poszukiwania w Naturach trwały długo, udało mi się jedynie wymacać testery. Formuła bardzo mi się spodobała i kiedy znalazłam go na allegro zamówiłam choć wiedziałam , że nadpłacę za przesyłkę.

 
Korektor występuje w trzech kolorach . Ja wybrałam  środkowy - 020 light beige.
 
 

 

 
 
Porównanie z Illamasqua CC 130
 


 
Jeśli chodzi o opakowanie to Illamasqua bardziej mi się podoba choć Catrice jest też wygodne, odkręcane.
 
 



 Kolor określiłabym jako beż z domieszką żółtego. Jest dość jasny. Jak nazwa wskazuje ma bardzo duże krycie. Służy do kamuflowania.  Ja używam go głównie na niedoskonałości ale robiłam również testy pod okiem. Bałam się , że będzie za tępy, ciężki ale o dziwo dał rade. Ja jednak pod oko preferuję korektory minimalnie rozświetlająco-kryjące  , lżejsze typu skin79 lub bourjois . Do krycia śladów po krostkach jest idealny.

 

                                                   Jedna warstwa po roztarciu.

Zrobiłam mały eksperyment . Narysowałam kropkę i serduszko eyelinerem rimmel. Naniosłam dwie warstwy. Myślę , że jeśli ktoś potrzebuje ekstremalnego krycia może dodać więcej jednak na typowe niespodzianki jedna, dwie warstwy wystarczają zupełnie. Nie blendowałam mocno i nie utrwalałam aby widoczne były granice i strukturę korektora .





 
Konsystencja nie jest ani sucha ani oleista. Dobrze współgra z moimi podkładami, bb kremami. Nie ścina się w ciągu dnia i nie tworzy placków. Na mojej mieszanej cerze dobrze się sprawuje.
Pojemność 3g cena ok 13 zł. Korektor jest bardzo wydajny . Polecam go wszystkim poszukujący dobrego krycia. Ja wolę użyć lżejszy podkład plus korektor niż szpachlować się ciężkim podkładem.
 
Skusiłyście się na niego? A może macie jakieś perełki do kamuflowania ?
 
Pozdrawiam Aga.
 


niedziela, 6 października 2013

Marzenia się spełniają, Chanel, Givenchy , Max factor


Witajcie  :)

Dzisiejszy post mogłabym nazwać marzenia się spełniają :) Kosmetyczne, przyziemne ale jednak marzenia. Baza brązująca Chanel była moim chciejstwem od bardzo dawna.  Jednak cena , dostępność trochę mnie ograniczały. Ale od grosika do grosika......... Kiedy tylko dostałam sms z Sephory o dniach vip -20%  wiedziałam , że poszukam bazy w sklepach stacjonarnych. W drugiej Sephorze udało się , jedna jedyna  czekała na mnie. Miałam również chęć wypróbować pomadkę Givenchy, jeden kolor trafił do koszyczka. Wracając do kasy dorzuciłam jeszcze pomadkę Max factor. Humor zdecydowanie mi się poprawił :)


 
 
SOLEIL TAN DE CHANEL
 
Kultowa już baza brązująca. Czytałam o niej mnóstwo opinii, były różne. Bałam się , że będą przebijać pomarańczowe tony. U mnie na szczęście takiego efektu nie widzę. Kolor ma fajny . Recenzję i zdjęcia na twarzy zamieszczę jak poużywam jej troszkę dłużej.
Ale wiem czemu ma tylu zwolenników. Moja twarz znów wygląda jak muśnięta letnim słońcem .
 
 


 
 
GIVENCHY - 25  ROSE CAPRICE 1NO1
MAX FACTOR - 730 FLUSHED FUSCHIA
 
 



 

 
 
Szukałam jasnych , dość uniwersalnych kolorów. Mam nadzieję , że dobrze wybrałam. Dziś chodzę już w satynowej Givenchy i jestem zachwycona. Chyba to nie będzie jedyna w moim zbiorku :)
 
 


 
Testy trwają, można powiedzieć , że zrobiłam sobie wcześniejszy prezent świąteczny :)
To świetne uczucie spełniać marzenia , nawet te malutkie.
 
Cena bazy ok 180zł, pomadka Givenchy ok 120zł, pomadka MF ok 20 zł.
 
A co jest Waszym marzeniem kosmetycznym?
 
Pozdrawiam AGA